Kiedy w mieszkaniu Fijewskich ginęły nożyczki, mama wołała: „Zuzka, oddaj natychmiast!”. Nikt nie miał wątpliwości, że nastolatka właśnie stworzyła nowy kolaż na ścianie pokoju. Zuzanna od dziecka traktowała kolory jak żywe istoty – rozmawiała z nimi, kłóciła się, a potem godziła w kawie zbożowej. Akademię Sztuk Pięknych ukończyła z wyróżnieniem, choć egzamin z historii sztuki zdała dopiero za drugim podejściem; jej umysł zbyt szybko uciekał od dat i nazwisk do tego, jak światło prowadzi dialog z fakturą.
Pracownia Zuzanny to stare poddasze w kamienicy z czerwonej cegły, gdzie przez skośne okno wpada popołudniowy błękit. Niejedna znajoma próbowała tam posprzątać, lecz szybko okazywało się, że bałagan ma logiczny, choć tylko Zuzie znany układ. Na lewym parapecie stoją stare klisze fotograficzne, dzięki którym artystka bada, jak pamięć w obrazie blaknie, by jednak pozostać wyraźnym śladem emocji.
Kilka lat temu założyła inicjatywę Kolor poza Ramą, w ramach której prowadzi uliczne akcje muralowe na opuszczonych budynkach. Nie pyta, czy może; pyta, kto pomoże. Dzięki temu w trzech miasteczkach Dolnego Śląska powstały wielkoformatowe malowidła, przedstawiające zwykłych mieszkańców z ich własnymi marzeniami. I choć farba z czasem spłynie, marzenia zostaną – tak jak ślady pędzla Zuzanny, który przypomina, że sztuka nie musi wisieć w galerii, aby dotykać serc.